...

środa, 1 kwietnia 2009

Nowy domownik





Cezar jest od 3 tygodni mieszkańcem naszego domu.Myślałam ,że początki będą trudniejsze ale dziś z perspektywy kilku tygodni jestem szczęśliwa, bo zaaklimatyzował się błyskawicznie .
Pierwsze dni nie były łatwe, każdy bardziej zdecydowany ruch, gest, trzaśnięcie dzwiami, spadająca łyżka takie normalne domowe dźwięki powodowały w nim paniczny strach , kulił się w sobie i uciekał do pokoju Mata bo tam go zakwaterowaliśmy i za żadne skarby nie chciał wyjść .Bał się własnego cienia...
Przekroczenie progu wygladało tak jakby to była ogromna przepaść nie do pokonania, mały krok w przód i ucieczka...kuszenie kiełbasą nie przenosiło żadnych efektów.Kiedy brałam w ręce mop też panika ,że o odkurzaczu nie wspomnę..
Przez pierwsze dni nie reagował na swoje imię i nie szczekał(opiekunka Cezara mimo,że był u Niej 6 tygodni tez nie słyszała jego szczekania )Nie umiał łapać rzucanych w jego stronę smakołyków, wręcz bał się ,że to jakaś agresja skierowana w jego kierunku.
Miałam swoja metodę na pozbawienie go lęków, drastyczną ale jak się dziś okazuje bardzo skuteczną.Nie zachowywałam się cichutko, nie chodziłam na paluszkach...trzaskałam garami..machałam mopem i odkurzaczem a za kazdym razem jak uciekał...szłam go pogłaskać.
Dziś Cezar wie co znaczy "żebrać"jak tylko otworzę lodówkę już nie boi się przekroczyć progu kuchni...mop nie robi na nim wrazenia i z ogromna precyzja lapie rzucaną kiełbaskę... i szczeka z radością na powitanie jak któreś z nas wraca do domu. Nawet "owarczał" sąsiada(wczesniej wiał gdzie pieprz rośnie) , siedzał chłop jak trusia i bał sie ruszyć ..umie powalczyć o głaskanie bo straszny z niego pieszczoch...no i zaprzyjaźnił się z naszym kotem...może to nie wielka miłość ale Maniek już nie zachowuję się jak tygrys, nie prycha i nie warczy.
Uwielbia jeżdzić samochodem i pakuje się na tylne siedzenie jak tylko otworzę dzwi.
No i oczywiście co wieczór ładuje sie do łózka Mata...musi odpoczać:)) bo całe popołudnia jak Mat wraca ,że szkoły chodzi za nim krok w krok jak cień.

6 komentarzy:

  1. Bardzo na to czekałam :) cieszę się! Aż milo się robi! Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. no super..bardzo sie ciesze,ze pies zyskal przyjaciol a wy przyjaciela:)..czekam na czestsze wpisy..pozdrawiam ania

    OdpowiedzUsuń
  3. My też się cieszymy....pies juz dyktuje warunki:D ale to dobrze bo jakoś wcześniej chetnych do zarządzania nie było :D
    Postaram się częściej pisać... o robótkach też ...zwłaszcza o tych ukradzionych przez Cezara wielbiciela moherów:D
    Pozdarawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  4. No to się piesior zadomowił :) A to, że sąsiada owarczał świadczy, że zaznaczył swój teren i miru rodzinnego ma zamiar pilnować :)
    Cieszę się bardzo Waszą radością, bo wiem jakie to cudowne uczucie- mieć psa przyjaciela. 3,5 roku temu wzięliśmy ze schroniska największego łobuza pod słońcem :) Też amator drutowania, myśli, że wszystkie kłębki są jego ;)
    jo_an44

    OdpowiedzUsuń
  5. Wielkanoc nadchodzi,
    więc życzyć nie szkodzi:
    Wielkiego zająca,
    pisanek tysiąca,
    Dyngusa mokrego
    i wiele dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo serdecznie dziękuję i również życzę wesołych i pogodnych Świąt

    OdpowiedzUsuń

Komentarze dodają mi skrzydeł :)) Zostaw choć słówko :))